środa, 16 listopada 2011


Znów się we wszystkim zgubiłam. Coraz więcej spraw spada na moje barki, kolejne zawalone sprawy piętrzą się pod moimi nogami utrudniając mi poruszanie się. Znów co rano muszę szukać dysku by móc normalnie oddychać.
Za oknem coraz zimniej, coraz bardziej nasuwa się szarówka. Brak słońca powoduje u mnie totalny brak optymizmu. Jestem 99.99 % pesymistką, ale zawsze jest we mnie ten 0.01 % optymizmu, tej radości życia, ale właśnie czuję, że i to tracę. Tę maleńką cząstkę siebie.
Gdyby choć na jeden dzień, na godzinę, wyszło słońce zza tych szarych, ciemnych chmur... Doładowałabym całkowicie wyczerpane baterie dobrego samopoczucia.

Szkoła znów powoduje u mnie pogłębianie się dołka.
Co z tego, że siedzę wieczorem i pół nocy przy książkach, skoro otrzymując sprawdzian, bądź słysząc wyczytywaną ocenę z niego czuję chęć ucieczki, zamknięcia się gdzieś i płakania do utraty przytomności. Co to za sens spędzania tylu godzin przy materiale, co to za sens poczucia po napisaniu, że poszło nawet dobrze, skoro po kilku dniach dowiaduję się człowiek, że dostał najgorszą ocenę z grupy... Dwója nie wygląda dobrze, gdy reszta dostaje szóstki, piątki czy czwórki.
Załamałam się totalnie po dzisiejszym dniu. Nawet bijący optymizm mojego lektora nie pomógł.

Mam ochotę iść do pokoju, rozłożyć czarną folię, usiąść w jej środku, zacząć ryczeć trzymając coś ostrego...

Do dupy. Tyle.







I won't ever be your corner stone
I don't wanna be here holding on








Pocieszyciele nastroju. Ale dziś nie działają.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz