niedziela, 18 listopada 2012

Run or stay?



Czasem się zastanawiam, czy przypadkiem nie pomyliłam adresu.

Delikatność szczegółów mnie przytłacza.

 Dusi mnie moja błędność...





czwartek, 25 października 2012

Górsko-śnieżkowo-panoramicznie

Żyję, powoli, nieintensywnie, do przodu.
Nie patrzę już za siebie...
Jeśli za mną nie nadążasz... odpuść.



 



Kiedyś tam wrócę....







 













...ale dziś jestem tu.
W zimnych czterech ścianach.



wtorek, 25 września 2012

stop and think, why u are here...

Żyję, wszystko mnie boli, w czwartek pierwszy dzień na uczelni... umrę. A do tego bolące migdałki. Mrrraśnie w cholerę.

Ludzie zadziwiają mnie coraz bardziej. Jednego dnia nie pamiętasz, że ktoś coś dla ciebie znaczył, a następnego dnia otrzymujesz wiadomość właśnie od tej osoby, jakby nic nigdy się nie stało. Tak jakby chciała ta osoba zacząć wszystko od nowa, a ty tkwisz w martwym punkcie bo wciąż masz gdzieś w pamięci przeszłość, mimo że wydawało się, że się wyrzuciło tę część życia ze wspomnień. A jednak nie. Jeden impuls i wszystko wraca. te dobre i te złe wspomnienia pojawiają się znikąd. Tak po prostu. Czasem to wszystko sprawia ból, lecz czasem daje nadzieję na lepsze jutro.

Zauważyłam, że nadużywam "że". Kolejny aspekt życia do poprawki. Lista coraz dłuższa, życie coraz krótsze.



















lubię łąki... zawsze coś się najdzie co wpłynie na inspirację...

wtorek, 18 września 2012

35

Doprowadzam się do autodestrukcji.













Przestałam marzyć, bo me marzenia się nie spełniają... lecz mam jedno, maleńkie, tyci tyci życzenie - chciałabym się kiedyś nie obudzić. Byłabym szczęśliwsza.  




























niedziela, 19 sierpnia 2012

Wypompowana fizycznie, psychicznie i duchowo.


Jakaś totalna masakra się wyprawia wokół mnie. Od tygodni nie byłam na spacerze "ja+aparat", nie mam nawet czasu by zrobić pranie, więc mój brat wysyła 'brudy' do rodziców... a ja nie mam sił by ciuszki wypakować z torby, jako że odebrałam je czyste i pachnące. Prześladują mnie liczne bóle dotykające pewne części mego niezgrabnego ciała, moje włosy wołają o wizytę u fryzjera a pokój o dobre sprzątanko. Croppowy salon odbiera mi życie. A dodatkowo wysyła moją psychikę w diabły, znowu. To jakiś żart, moje najdłuższe wakacje spędzam w robocie, gdzie nie wiem co się dzieje na zewnątrz, a ludzie w 90% nadzy dziwnie się na mnie patrzą, gdy stoję oparta o 'czołg' w jeansach i swetrze pocierając dłoń o dłoń... Klimatyzacja jest zła, wolę upały. Nigdzie się nie ruszam, prócz kursu "dom-Szczecin/Galaxy-Szczecin/babciny dom-szczecin/galaxy-Dom". To jakiś kiepski żart. Mam dość, ale jeśli powiem w pracy, że chcę odejść... to się chyba więcej nie spotkamy, bo doznam śmierci natychmiastowej. Ekipa się wykrusza, jest coraz gorzej, a za to co raz więcej roboty. Bajecznie.
Nie mam nawet nic ze zdjęć, co mogłabym tu dodać. Totalna pustka artystyczna.
A o opowiadaniu już w ogóle nie wspomnę. Chyba po prostu skasuję blog i dam zapomnieć o sobie. Skoro i tak już chyba nie skończę niczego, czego się podjęłam kilka tygodni temu.
Mam ochotę zatrzymać się i krzyczeć, a potem zasnąć i umrzeć.
Dobranoc.


wtorek, 14 sierpnia 2012

recapitulation


Zmieniłam się. Złamałam dane sobie obietnice sprzed lat. Złamałam swój upór i silną wolę. Zmieniłam się, właśnie to dostrzegłam. Nigdy nie sądziłam, że sama dojdę do takiego stanu. Ale muszę przyznać, że nie jest źle. Nie obchodzi mnie to, co inny myślą, mówią, sądzą... Jestem sobą, prawie. Nadal kryję prawdziwe ja, bo nie otacza mnie nic dobrego. Nie widzę na tym świecie nikogo i nic wartościowego. Nie przeklinam więcej, ani mniej, jedynie zabijam w myślach o wiele więcej istnień.

Samotne wieczory z serialami i muzyką dają czas na wyciszenie i zastanowienie się.
Dawne bóle w sercu odeszły po jednej nieprzespanej nocy. Czasem warto poświęcić czas na głębokie przemyślenia, a czasem czyjeś czyny wspierają dojście do prawdy, w którą się nie chciało wierzyć. Teraz wiem, że byłam w wielkim błędzie, że sama pogłębiałam swój zły stan, a tak na prawdę to co uczyniłam przeszło rok temu było prawidłowe i nawet gdybym się wstrzymała... w końcu by się stało.
Przeszło rok zajęło mi dojście do pewnych rzeczy, ale przynajmniej teraz mam spokojną duszę, a widok pewnych osób nie wywołuje we mnie  żadnych odruchów. To co czułam jeszcze parę miesięcy temu, ten przeszywający ból w sercu, duszy, umyśle, te wspomnienia - to tylko przeszłość, która nigdy nie wróci. Jestem wolna, koniec koszmaru. Nie spotkam ich więcej, może czasem na ulicy minę mówiąc bezwartościowe "cześć", ale już wiem, że nic nie poczuję. Nie wpuszczę ich więcej do mego serca, bo wiem, że nie warto. Może to i ja wszystko zniszczyłam, może ja przyczyniłam się do tego, co się wydarzyło, ale może właśnie tak miało być? Może właśnie to pokazało mi, że nie warto przywiązywać się do ludzi? Że nie warto im ufać? Że czasem, a raczej zawsze trzeba polegać tylko na sobie...? Nie wiem i chyba już nie chcę wiedzieć.  Jest dobrze, choć mogłoby być lepiej.

Może pewnego dnia będę mogła powiedzieć "Odnalazłam szczęście", może nastanie taki czas, że będę czuła ciepło w sercu, lecz teraz jest ono na w pół martwe. Zbyt wiele zła, kłamstwa i fałszywości jest wokoło mnie. Nie potrafię jednak wybrnąć z tego gówna. Musiałabym chyba uciec na Antarktydę bądź Saharę by się od tego uwolnić.

W ciągu kilku nocy zrozumiałam jak wiele się we mnie zmieniło. To przed czym się wzbraniałam - spodobało mi się pod pewną postacią. To do czego brnęłam z całych sił - odeszło na dalszy plan. Żyję dniem dzisiejszym, nie przeszłością, nie przyszłością, a tym co się dzieje w tej sekundzie. Mimo, że wciąż mam czasem ochotę usiąść, płakać i wbijać sobie nóż w głupie serce... Wiem, że nie powróci to, co było, a jutro... to coś, co jeszcze nie istnieje.


Nie warto bić się z duszą, nie warto słuchać serca, a myśli nie mogą mną sterować. Po prostu egzystuję, cicho żyję, nie wychylam się, bo nie warto.


Żyję, bo lubię wkurwiać tym innych. 






Maniek, jedyny mężczyzna w moim życiu warty uwagi.



Dobranoc/dzień dobry.



poniedziałek, 2 lipca 2012

Podsumowanie weekendu.

Dziwnie było pójść po ponad miesiącu do szkoły... zobaczyć stare-odświeżone mury i te mordy przebrzydłe... Ale no cóż. Ważne, że cholerna matura zdana! Hell yeah! Angielski - totally Shock! a inne przedmioty - liczyłam, że będzie gorzej... a zarazem mogłoby być lepiej, ale to i tak SPORY wyczyn jak na moje niemal zerowe przygotowanie do matury. Tak. Kupiłam zestaw do nauki z geografii, a z samego Vademecum może z czterdzieści stronic przeczytałam... z czterystu! testów nie robiłam, chyba że quizy można nazwać 'mini testem wiedzy'. No ale cóż. Po ptakach.
ok. But what now? Ch.. wie. nie mam pomysłu na własne życie, a nawet na jutrzejszy/dzisiejszy dzień. Wymyśliłam sobie jedno - jeśli nie dostanę się na studia... zostanę w Croppie, będę sobie pracować, a o jakieś wyższe wykształcenie będę się starać za rok... może. Ale to tylko plan C. Plan A - studia... Plan B - hehe się wymyśli coś.

wesele? hmm.... Osiem godzin jazdy(w jedną stronę!), sen na łóżku, które wygodne było jak cholera (czułam się jak bym spała na deskach bądź na betonie) a w łazience był Katafalk, który przez 3 pierwsze godziny pobytu w pokoju Domu Weselnego "Bianco" (mała reklama, a co tam) nie dawał spokoju 6 osobom z dwóch pokoi... i to pytanie "O co tu kurwa chodzi... Katafalk w łazience?" a moje pomysły pokonały wszystko - "To jest zamknięte jacuzzi! jak sami dopłacimy to wieko kafelkowe zdejmą",wujek też rozmyślał co to - " to odwrócona wanna, byśmy do niej na główkę ze zlewu nie skakali". Taaa... jak się okazało, to tylko taka 'większa półeczka' (metr na metr, pół metra wysokości). Kocham pomysły ludzi. Ale najlepsze - "Katafalk kurwa w łazience!" - o 1 w nocy.
Impreza - nie upiłam się (no jeden drink przez cały wieczór... ale 3 razy rozcieńczany wódką przez kuzynka), nie wytańczyłam się (bo kuwa same dziadki były chętne do tańca! a jak fajny chłopak to z dziewczyną chodzącą za nim jak cień -.-), jedyne co dobre to jedzenie (pierwsze wesele z którego kradliśmy jedzenie do pokoju - taki wypas na stole!) i kelnerzy (takie ciacha że no kurde żal z sali było wyjść jak się pojawiali! i ten uśmiech bruneta.. rozpłynęłam się).
Wszystko mnie boli! Kręgosłup to już w ogóle! Doceniłam kanapę mojej babci - niby krótka, ale za to jakże miękka! No i moje łózko - najlepsze, cudo, niebo!
Dzisiejszy dzień to jakaś totalna pomyłka - 9 godzin w aucie przy 34 stopniach w cieniu i klima, która zaczęła zalewać podłogę... tata nauczył się prowadzić auto z nogami w powietrzu! taki hardcore z niego!
Po 2 dniach, a raczej jednej nocy zakończonej padnięciem na drewniany materac o 4:30 rano... stwierdzam iż wesela są przezajebiście dołujące. Tyle. Na rok mam dość.. a nawet na dłużej.


Idę chyba na nocny spacer... w deszczu! Nie sądziłam, że zatęsknię za wodą z nieba... ale po trzech dniach na patelni i w garnku(tzn. aucie) brakowało mi tego dudnienia o blaszany parapet i tego świeżego, rześkiego powietrza!



Dobranoc/dzień dobry!



 



Wstaje nowy dzień.



Uśmiech proszę.

wtorek, 19 czerwca 2012

Cisza przed burzą...


Noga dała za wygraną, bark się odzywa, o nadgarstku próbuję zapomnieć, próbuję... będzie zjebka od lekarza, jeśli do niego kiedyś dojdę, a obiecałam rok temu. Pracą nie mogę się wymigać, choć i mogę, grafik mam napięty, nie ma kiedy coś zaplanować, wciąż coś zmieniają. kocham wyprzedaże i dostawy liczące 47 pudeł, tylko takie tam zeszłoroczne ciuchy męskie, a przed nami damski + 360 par butów... Hoho... Oszaleć można... Ale jutro wolne, lekarz? Hmm... Przemilczę to, nie chcę go, nie chcę nic. Chcę spać. Pić wodę i chudnąć. A za parę dni wyniki przekleństw maturalnych, wesele i chusteczka wie co jeszcze... a, wiem - grafik pracy na lipiec. "Boziu ześlij" wolny weekend! Błagam! Ja już nie wyrabiam... jeden wolny weekend, a nie pojedyncze dni w tygodniu, trochę słonka... Proszę ładnie... Zachciało mi się pracy.

Kot stęskniony po 4 dniach rozłąki przychodzi do pokoju i sprawdza czy nadal jestem domagając się pieszczot. Poczciwy terrorysta, potrafi nawet zamruczeć jak coś chce, ale ty od niego nic nie możesz chcieć. No cóż. Taki żywot kota. Patrzy się na pojawiające się słowa na ekranie jak na kolejny cel do schwytania. Martwię się o palce, by mi ich nie odgryzł, że wciąż go budzę stukając. Trąca łbem moją brodę by go drapnąć za uszkiem, po czym wali ogonem na prawo i lewo, góra dół, z niezadowolenia... Pazury idą w ruch, blizny będą na miesiąc. Mój grzejnik awaryjny bez zębów. Ucieka, by chwilę później przemknąć pod krzesłem i wskoczyć na kanapę na świeże reklamówki, wstępuje w niego diabeł.


Jestem zmęczona, wszystkim. Istnieniem najbardziej.











niedziela, 3 czerwca 2012


Przezajebiście!
Mam ochotę odciąć sobie stopę... Nie mogę na niej stanąć, a o chodzeniu już nic nie mówię. Masakra. teraz sobie mięsień w łydce naciągnę, bo chodzić mogę tylko na palcach. Nosz kuwa. Do lekarza iść... to znów powie, że stłuczona, A STŁUCZONA KUWA NIE JEST! kocham polską służbę zdrowia... i wszystko się dzieje akurat jak zaczynam pracę. ja to mam szczęście...

Na dobranoc cover... zakochałam się w jego głosie i w tej delikatnej wersji!





Tuturutu... okład na nogę, idę spać.
Kolorowych koszmarów!


Kotecki działkowe. 




piątek, 25 maja 2012

Mru - mru


Ka bum...
Mam pustkę w głowie, brak jakichkolwiek konkretnych i mniej konkretnych myśli. Nie myślę, egzystuję. Lenistwo to taka choroba, na którą nie ma lekarstwa, człowiek po prostu rodzi się z tym i żyje z nią aż do swej śmierci, a choroba ta czasem przysparza kłopotów, większych, mniejszych bądź i żadnych bo bywają czasy gdy nawet jest czymś pożytecznym, odciąga człowieka od czegoś, co mógłby później żałować. Lenistwo dla mnie jest podstawą bytu, a zarazem przekleństwem życia. I choć walczę z nim, ulegam mu co krok.
Takie tam moje poranne wywody... że ja je jeszcze pamiętam to jestem w szoku, zazwyczaj nie pamiętam niczego zaraz po przebudzeniu, a dziś nawet nadal mam w głowie obraz snu, przecholernie dziwnego i przerażającego... moja wyobraźnia walczy z lenistwem? niee raczej domaga się bym dała jej upust na jakiejś większej wyprawie fotograficznej bądź na czymś całkiem innym... ehh... nie myślę już.

Cykająca bomba w głowie, babeczki w proszku, konfitura w sreberku i syf na podłodze - podsumowanie dnia. A jutro? Będzie futro, a pojótrze będzie po futrze.

Dajcie pyska i do zobaczyska! HEY!




















a gówno prawda, że prawda bywa bolesna... lubię mówić prawdę prosto w twarz i jakoś mnie nic nie boli x] Hey!

środa, 16 maja 2012

Sześćset wejść... WTF?
How?


Czwartek. Ostatni egzamin. Koniec Matury! W końcu wakacje... a do dwudziestego dziewiątego  czerwca na szpilkach czy zdałam.... masakra. Coś czuję, że zawale jutro, czyli geografię... na nią najmniej się przygotowałam, choć w sumie nic prawie nie powtórzyłam... 40 str z 400? Taaa... jestem świetna.
Nie wiem co myśleć, więc już nie będę myśleć, do jutra do dziewiątej. Tak o dziewiątej, no ok o ósmej trzydzieści pięć obudzę swój mózg i go rozgrzeję nieco... siedząc już pewnie w auli wśród innych zdających. Nie chcę... modle się by mieć te trzydzieści procent i ciul. najwyżej mnie nigdzie nie przyjmą... Akurat te myśli, że nigdzie się nie dostanę, nie opuszczają mnie nawet w nocy. Jeśli się tak stanie, to ja może i się wściekną na samą siebie... ale moi rodzice - to dopiero będzie zawód i chyba nawet furia. No cóż. Jestem do d***...
Dobranoc. Jutro koniec koszmaru, początek dłuższego raju ze szpilkami zamiast dywanu.


Be what YOU want! Remeber!








niedziela, 6 maja 2012



Nienawidzę tego czasu.
Przezajebiście.







I see you Bitch!















2 pierwsze zdjęcia - moje auto, 3 kolejne - dorwane na zlotach.

sobota, 28 kwietnia 2012


Czasem się zastanawiam, co ja robię ze swoim życiem? Marnuję okazję urozmaicenia rzeczywistości, popełniam totalnie głupie błędy po których mam ochotę usiąść przed lustrem i wyśmiać samą siebie za pustotę, nie potrafię dostrzec nic pozytywnego w moim egzystowaniu. Jestem idiotką, cholerną pustą idiotką, ja nie tylko tak myślę, ja to czuję wewnątrz, tam w środku, głęboko pod skórą, po tym cholernym pancerzem zwanym murem przed rzeczywistością.
Nie potrafię się odnaleźć w środowisku innym niż moje własne, a jest nim mój dom, choć nawet w nim potrafię odstawać i gubić się. Kuwa.

Siedzę przy otwartym na oścież oknie bo mój pokój stał się duszną klatką. W odtwarzaczu rozbrzmiewają dźwięki nowo poznanego zespołu rockowego, przede mną leżą książki, które powinny dawno być przeczytane, przyswojone... ale ja wolę się opierdalać niż uczyć do matury. Kuwa. Czemu nie potrafię w sobie znaleźć mobilizacji? Chęci? Czegokolwiek, co pomogłoby mi spiąć te cholerne, grube cztery litery i wziąć się za coś pożytecznego niż siedzenie na krześle i wpatrywanie się w sufit, ścianę czy podłogę, bo ekran laptopa już mi zbrzydł... Czemu muszę być tak cholernym duży leniem? Czemu... kuwa.

Jutro Wolin, plaża i znajomi brata. Nie wiem co myśleć, ale zostałam namówiona na ten wyjazd... więc zobaczymy co będzie. Jakoś trzeba będzie wytrwać. Może nie będzie tak źle? Może... Powinnam się uczyć, a jadę na zlot na plaży. Tak, to cała ja... ale w sumie sama w domu - też bym pewnie mało się pouczyła. Kuwa.

Zauważyłam że nadużywam słowa "Kuwa".. w końcu obiecałam przyhamować z przekleństwami. Tak. Więc usuwam sobie literki ze słów, które pokochałam. taaa geniusz ze mnie mały jak cholera. ehh...




 









niedziela, 15 kwietnia 2012


Coś rozwala mnie od środka. Mam ochotę stanąć, walnąć w mur z pięści i wrzeszczeć. Nie chcę znów siedzieć, płakać i nie wiedzieć po co żyć. Mam dość. Moja egzystencja jest chyba zbędna. Chodzę jak cień, zauważana jestem tylko, gdy ktoś coś chce. mam wtedy wielką ochotę odwrócić się, powiedzieć 'spieprzaj' i odejść, a najlepiej uciec jak najdalej. Po prostu mam dość bycia widmem. Co nie zrobię - źle. Czego nie zrobię - też źle. No ja pier... Ok. Stul dziób maleńka i idź spać. zapomnieć o tym gównie nie jest prosto, ale jak się nie spróbuje to będzie gorzej.
Dół dół dół.... znowu. Jak ja to kuwa kocham. No nic. Taki urok mojej psychiki, która jest zrypana do cna. Nawet najlepszy psychiatra załamał by się, gdyby poznał choć część tego czym się stałam po 19 latach istnienia na tym świecie. No cóż. Bywa.
"Nietykalni" (org. "Intouchables") - genialny film! Kino oparte na prawdziwej historii, dialogi genialne, sytuacje rozwalające. Na dwie godziny zapomniałam o sobie i zagłębiłam się w film. W tygodniu znów to zrobię, by choć na chwilę poczuć radość, zaśmiać się i odetchnąć. Tak. Tego będzie mi trzeba.
A poza tym - vademecum z Geo, praca na ustny polski i nie wiadomo co jeszcze.... Matura kuwa coraz bliżej i bliżej... masakra!
Wyrzuciłam z siebie coś... można iść spać.
Dobranoc.




Wszystko wiruje, a ja stoję pośrodku i zastanawiam się, co się dzieje...

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Próbowałam. Nie powiem próbowałam tu napisać dziś coś sensownego. Ale ni cholery nie mogę nic sklecić. Dwa razy kasowałam to, co napisałam... Taki dzień, brak humoru, zrypane samopoczucie... a do tego czeka mnie zakuwanie do matmy! Ale jedno jest dobre w tym wszystkim - po raz ostatni w tym roku szkolnym!! Ostatnia sprawa, na którą muszę zakuć...  Zasada 3Z to podstawa przeżycia w szkole.  Ale trzeba się wziąć w końcu za naukę do matury i pracę z polaka. trzeba spiąć dupę i wziąć się za to, jak nic. Cholera. W środę będzie równy miesiąc do pierwszego egzaminu. fuck. a ja nadal żyję w innym świecie, przytłacza mnie rzeczywistość. damn...

A co do ludzi... Niektórzy są gówno warci. Szkoda na nich czasu, a nerwów to już w ogóle, ale co zrobić, skoro oni ciągle kręcą się wokół ciebie i przypominają o swojej cholernej egzystencji. Nojacieżpierdzielę! Wal cie się i dajcie żyć innym!
















Mam dość. Wysiadam i idę w inną stronę niż jedzie ten pociąg beznadziejności przesyconej rzeczywistością. Mam ochotę spakować się i uciec. Wrócić za kilka lat i udać, że nikogo nie pamiętam. Plan idealny i jakże nierealny.


środa, 21 marca 2012

Można się odwrócić i odejść, ale co to da? Milion myśli, rozterek i nie dokończone zdania, ale po co to ludziom? Nie lepiej stanąć z kimś twarzą w twarz, wyrzucić z siebie wszystkie brudy na temat drugiej osoby i odejść? Ja dziś tego doświadczyłam, nie dosłownie, ale było niemiło. Ale spłynęło to po mnie jak letni deszcz, chłodzący rozgrzane słońcem ciało. Nigdy nic mnie nie łączyło z pewnymi osobami, sama siebie oszukiwałam myśląc, że tak nie jest. Ale dziś jestem inna. Piję kawę z 2 łyżeczkami cukru i mlekiem. Łykam co rano tabletki by jakoś przeżyć kolejny dzień na tym świecie, do którego za cholerę nie pasuję. Chodzę z podniesioną głową, choć z chęcią schowałabym się w cień.
Kiedyś myślałam, czy by nie odejść z tego świata... ale porzuciłam tę myśl, na rzecz życia wkurzającego innych.
"Nie masz po co żyć, żyj na złość innym."
I tyle na ten temat.





Dobranoc.



wtorek, 6 marca 2012


Chora chora chora chora chora... tak jestem chora, w głowie tylko choroba, ciało strajkuje, organizm leży i kwiczy, a zdrowie gdzieś się zagubiło.Czuję się jakby mnie tir przejechał, w nosie jakbym miałam zepsuty kran, w głowie mam cykającą bombę uderzającą o ściany czaszki. Krótko mówiąc przezajebiście się czuję... 'Thumbs up!' Wrrrr... W takim stanie jutro piszę na dzień dobry maturkę z matmy, nie wiem w jakiej sali, nie mam 'idealnej' linijki, nie mam głowy do rozwiązywania wspaniałych matematycznych zadań. Jestem chora, muszę chodzić do tej pierdzielonej szkoły bo kuwa zachciało mi się mieć 100% frekwencję przez pochrzanione 3 lata liceum. Nienawidzę swoich pomysłów...

Umieram.

Dobranoc.



All alone
Rest your head
On my lap
When your down
All alone
Rest your head
On my lap





A zima odeszła, pozostawiając po sobie jedynie wspomnienia. 



piątek, 24 lutego 2012



Znów straciłam równowagę. Zgubiłam drogę do szczęścia. Ale co z tego. Ciągle mi się ta zdarza, więc już się przyzwyczaiłam.
 
Ludzie potrafią być tak wkurzający, że coraz częściej mam ochotę trzasnąć im w twarz. Ja nie wiem, jak można być tak głupim, żeby iść i gadać z kimś o pewnej osobie, a następnie skapnąć się, że owa obgadywana niemile osoba idzie tuż za nimi i spojrzeć jej w oczy i się śmiać... Ja pier.... Ludzie są coraz bardziej popierdzieleni niż wczoraj. Coraz gorzej z ówczesną populacją, a im młodsze roczniki tym gorsze. Coraz częściej dziękuję za te miłe fragmenty mego dzieciństwa, bo ja miałam dzieciństwo, mimo że bez prawdziwych przyjaciół (dziś wiem, że tacy nie istnieją) to i tak mogę śmiało powiedzieć "Tak, wiem co to znaczy dzieciństwo." Bo teraz, dla dzieciaków, liczy się głównie kto ma lepszy telefon, komputer, jakie gadżety dostało na urodziny, święta i inne takie... Coraz rzadziej w ciepłe miesiące widuję bawiące się dzieciaki na placu zabaw, teraz patrząc przez okno na podwórko widzę rozpieszczone bachorki chwalące się czego to one nie mają, w jaką najnowszą grę to one nie grały... kuwa... to takie przykre. Może i postęp i XXI wiek to coś dobrego, ale nie dla tych, co właśnie się w tym okresie urodzili - takie moje zdanie.


 





Dawno mnie tu nie było, kurde mol... ale no cóż, jakoś nie byłam w formie do pisania, a o zdjęciach to już nie wspomnę...  Ale zapewne i tak nikt tego nie ogarnia, co ja tu piszę, czy dodaję, a ja mam to... "głęboko w poważaniu".